Chcę tu zaznaczyć,że opisy miejsc pochodzą wyłącznie ode mnie, na podstawie tego co "naocznie zobaczyłem" i przeżyłem. Nie wspieram się tu żadnymi przeczytanymi opracowaniami,bądź zasłyszanymi opowieściami. To będą wyłącznie moje i mojej rodziny wrażenia. Po dokładne opisy historyczne, daty i dane szczegółowe zapraszam do Wikipedii.
Spis treści posta:
1-Alicante
2-Cartagena
3-Murcia
4-Valencia
5-Elche (Elx)
6-Lorca
7-Orihuela
1. ALICANTE
Muszę przyznać, że to miasto odwiedziłem dość późno,po chyba kilkunastym pobycie na tych terenach. Wydawało mi się,że to tylko miejsce gdzie ląduje się samolotem, wsiada w samochód i wyrusza dalej do bardziej ciekawych miejsc typu Cartagena, Altea czy Walencja.
Okazało się, że byłem w błędzie.
Z odległości wielu kilometrów widać centralny punkt miasta od którego możemy zacząć zwiedzanie-zamek św. Barbary(Castillo de Santa Barbara). Zamek położony jest blisko morza na wysokim i stromym wzgórzu. My wjechaliśmy do niego windą, rozpracowując wcześniej automat biletowy na karty płatnicze. Wieczorem wszedłem dość wysoko na wzgórze od strony starego miasta, wspinając się alejkami.Do pewnego momentu ścieżki osłonięte były drzewami i całość wyglądała jak park. Dalej teren już był odsłonięty i latem wciągu dnia na pewno można się nieźle przypiec.
Teren zamku jest dość rozległy. Sam zamek ma kilka poziomów. My zwiedzaliśmy od najwyższego poziomu schodząc coraz niżej schodami lub naturalnymi spadkami terenu. Na terenie zamku było kilka wystaw. Jedną z nich(dodatkowo płatną) była wystawa Star Wars-dla wielbicieli sagi warta każdych pieniędzy.
Zwiedzanie terenów zamkowych może zająć kilka godzin. Gdy zrobimy się głodni możemy skorzystać z modernistycznej restauracji zamkowej zupełnie nie pasującej do średniowiecznego otoczenia lub z licznych bufetów z kawą i lodami.Po zwiedzaniu zamku warto przejść się marmurową nadmorską promenadą
Na zdjęciu zielony skwer tuż przy nadmorskiej promenadzie,
i przejść się wieczorem tętniącymi życiem ulicami centrum Alicante pełnymi restauracji i klubów.
Ten kto szuka towarzystwa łatwo pozna tu miłą dziewczynę lub przystojnego chłopaka. Wieczorne powietrze aż gęste jest od miłości. Idąc w górę,ulice pełne młodzieńczego gwaru płynnie przechodzą w spokojne i ciche uliczki starego miasta.
My, wiedzeni miłością wspinaliśmy się coraz wyżej dążąc do kaplicy-Ermita de la Santa Cruz. Miałem nadzieję,że właśnie w tym ustronnym miejscu, wysoko ponad miastem gwaru i uciech, usiądę obok siedzącego sobie cichutko przed wejściem do kapliczki-Jezusa. A ten z radości,że znalazł kogoś do towarzystwa, zdradzi mi największą tajemnicę życia i śmierci i tego co po niej.
Niestety nie udało mi się do niego dosiąść bo cały otaczający kaplicę teren w godzinach wieczornych jest zamykany na kłódkę razem z siedzącym wewnątrz Jezusem.
Zdjęcie poniżej-w drodze do kaplicy
2. CARTAGENA
W tym miejscu muszę zdradzić wymyśloną przeze mnie niezwykle atrakcyjną metodę zwiedzania hiszpańskich miast i miasteczek. Pozwala ona na bardzo szybkie przemieszczanie się pomiędzy punktami miasta, które chcemy zobaczyć a samo przemieszczanie się sprawia dużą przyjemność. Metoda ta nic nie kosztuje(oprócz jednorazowej inwestycji) i pozwala uniknąć takich kłopotów jak korki czy trudno dostępne miejsca parkingowe. Na pomysł ten wpadłem podziwiając wszelkiego rodzaju promenady, chodniki, deptaki-wykonane w większości z niezwykle gładkiej ceramiki, marmurów-ułożonych równo, często bez widocznych łączeń typu fugi. To idealne podłoże dla hulajnogi-takiej, którą po szybkim złożeniu zakładamy na ramie, dzięki dołączonemu do niej paskowi. Moją hulajnogę kupiłem w Decathlonie za 50 kilka €. Za tą sumę pomkniemy z zawrotną prędkością główną, wykonaną z marmuru aleją Cartageny aż do samego morza a wiatr będzie rozwiewał nam włosy(jeżeli je mamy) i chłodził nasze opalone ciało.
Więc pakujemy hulajnogi i jedziemy do Cartageny. Parkujemy na darmowym miejscu kilkaset metrów od głównego deptaka Cartageny. Na hulajnogach dojeżdżamy do niego w sekundę...no może dwie. Podłoże jest jak lustro. Czysta rozkosz. Robimy przerwę w jednej z knajpek położonej w bocznej uliczce. Danie dnia złożone z dwóch dań+ deseru i picia(alkoholowego lub bez)-całkowity koszt 9€.
Składamy hulajnogi i rozpoczynamy wspinaczkę na wzgórze do zamku-castillo de la conception. Po drodze mijamy kamienny amfiteatr. Kręcą tam jakiś film. Grzecznie nam dziękują za chęć gry głównych ról w filmie i już mniej grzecznie nas przeganiają. Mogliśmy wybrać futurystyczną windę z drugiej strony zamku ale wtedy nie przeżylibyśmy naszego krótkiego epizodu filmowego.
Na zdjęciu widok z drogi na zamek. W dole kamienne koloseum.
Zamek pozostawił w mojej pamięci bardzo miłe wspomnienia. Po pierwsze-miły cień drzew wokół zamku dawał wytchnienie od panującego upału. Bardzo miłe otoczenie, bardzo zielone z ładnie utrzymanym trawnikiem i pięknymi roślinami.
Po drugie-niewysokie ceny biletów do których dostaniemy gratisy typu plakaty itp. Po trzecie jeszcze milszy chłód wewnątrz zamku. I to by było na tyle jeżeli chodzi o zamek.......ups, co tam było w środku?. Tak naprawdę to trochę żartuję. Zamek jest naprawdę ciekawy. Muzeum zamkowe przedstawia historię starożytną w sposób nowoczesny. Ruchome, hologramowe postacie odtwarzają sceny z życia w dawnych czasach. W sali z dużym ekranem obejrzymy filmy opowiadające historię Cartageny. Fajna koncepcja zamku de la Conception.
Jak widać na zdjęciach poniżej mieszkańcy Cartageny są trochę "sztywni"
......i przerośnięci( co jak widać kobietom się podoba)
Poniżej sceneria Cartageny:
3. MURCIA
Gdy spacerujemy po zabytkowej części Murcii, pierwsze co rzuci nam się w oczy to duża ilość młodych ludzi. Jest to związane z położonym na starym mieście dużym uniwersytetem. Kiedyś sprawdzałem z ciekawości,że znajdował się on dość wysoko w rankingu hiszpańskich wyższych uczelni. Punktem kulminacyjnym zwiedzania w dosłownym tego słowa znaczeniu jest katedra św Marii. Jest jedną z najwyższych w Hiszpanii(a może najwyższą?) Będąc człowiekiem niezwykle wrażliwym na piękno natury(zwłaszcza piękno kobiet), potrafię też docenić piękno pracy rąk ludzkich. A tym którzy projektowali i wykonali katedrę praca się udała a efekt jest doskonały.
Poniżej oświetlona lutowym słońcem Catedral de Santa Maria
W moim mózgu pozostała informacja, że wnętrze katedry również zrobiło na mnie wrażenie. Pamiętam pięknie rzeźbione ołtarze i dźwięk olbrzymiej ilości dzwonów wybijających godzinę. Na placu katedralnym, mniej więcej w pobliżu miejsca gdzie stoję na zdjęciu powyżej, znajduje się informacja turystyczna z darmowymi mapkami starego miasta.
poniżej kilka zimowych zdjęć starej części Murcii
Na zdjęciu rzeka dzieląca miasto na część ciekawą i mniej ciekawą
Jeżeli ktoś lubi zwierzęta trzymane w więzieniu polecam Zoo w Murcii. Tak właściwie to nie jest tu tak okrutnie dla zwierząt jak w zwykłym zoo. Nawet nazwa brzmi inaczej-Terra Natura, Safari Park czyli ziemia, środowisko naturalne. Ma się czasami wrażenie, spacerując po terra natura,że zwierzęta żyją na wolności i mogą do nas w każdej chwili podejść i nas polizać lub zjeść.
wcale nie zmyślam
4. VALENCIA
W
Valencii byłem jak dotąd 1 dzień więc moje doświadczenia nie są zbyt bogate.
Ale ci którzy planują własnie jednodniowy wypad mogą znaleźć tu parę cennych
rad.
Po pierwsze trzeba się zdecydować na wybór co chcemy
zobaczyć. Albo wybieramy się do oceanarium, którego zwiedzenie zajmie nam
pewnie z pół dnia(to chyba jedno z największych oceanariów w Europie a może
największe?) albo zwiedzamy zabytkową część Valencji. My próbowaliśmy
zobaczyć jedno i drugie i niestety na oceanarium nie starczyło nam czasu i sił.
Pewnie pojadę kolejny raz specjalnie żeby je zobaczyć.
Chcąc zobaczyć jak najwięcej, zaparkowaliśmy w podziemnym
parkingu w samym centrum starego miasta, żeby nie tracić czasu na dojście. I to
był błąd. W związku z tym, że rodzinę mam liczną i podróżowaliśmy w dwa
samochody, rachunek za parking wyniósł coś ok 30-40€ za kilka godzin. Mądry
Polak po szkodzie-na rozwiązanie optymalne wpadliśmy po uiszczeniu opłaty parkingowej.
Powinniśmy byli zaparkować np przy jednej z rozległych plaż zupełnie za free a
stamtąd jednym z licznych autobusów( za przystępną opłatą) pojechać na
zwiedzanie.
Stare miasto Valencji to jak dotąd nr 1 z miast Costa
Blanca i chyba rzeczywiście nie ma ładniejszych. Zwiedziliśmy ile się
dało w środku gorącego hiszpańskiego lata:
......i
wszędzie te nachalne klauny
W pewnym
momencie trzeba odpuścić bo gorąc daje się we znaki. Tapasy i coś do picia i
zaraz nabieramy sił:
Żeby
zachować równowagę między starością i młodością-ze starego miasta udaliśmy się
korytem wyschniętej rzeki do części nowoczesnej Valencii, zwanej- city of arts
and science.
Pamiętam dobrze moją bardzo optymistyczną myśl, która pojawiła się w mojej głowie po spacerze w przestrzennych ,niemal pustych wnętrzach kosmicznie wyglądających budynków. Co to u licha jest, jak się to je i czemu to służy. Człowiek, architekt dał upust swojej wyobraźni i narysował budynki rodem z filmów science fiction. Ktoś inny o dziwo dał na to pieniądze i kazał to budować. Inni z kolei to podziwiają i wcale nie uważają,że to marnowanie przestrzeni i pieniędzy. To naprawdę wspaniałe, że ludzie robią rzeczy które nie mają wartości użytkowej i potrafią poświęcić niezwykle dużo wysiłku i środków by budzić pozytywne emocje, rozwijać naszą wyobraźnię i uczucia.
Niestety na będące częścią miasta sztuki i nauki -oceanarium-zabrakło nam sił. Wybraliśmy na zakończenie dnia w Walencji plażę i kąpiel w morzu.
5. ELCHE (ELX)
Miasto to podobnie jak opisywana wcześniej Murcia nie posiada wspaniałych plaż bo nie leży nad samym morzem. Posiada za to coś innego z czego słynie i czym się reklamuje-największe gaje palmowe w Europie.
Moje doświadczenie radzi: darujmy sobie prywatne, płatne gaje takie jak szeroko reklamowany Huerta del Cura. Na nas dużo lepsze wrażenie zrobiły publiczne dużo większe, darmowe parki.
poniżej ładny ale mały prywatny park Huerta del Cura
a to jeden z publicznych parków
i otaczające je tereny z fontannami.....
......które rekompensują nam trochę brak morza
Jak
poinformowano nas w informacji turystycznej wszystkie muzea w Elche są w
niedzielę za darmo. Tak więc zostawiliśmy ich zwiedzanie na następną wyprawę. A
na jeszcze kolejną, tym razem w dzień powszedni na wyprawę po buty z których
produkcji słynie to miasto. Podobno w wielkich halach przyfabrycznych
wystawiane jest niepowtarzalne,świetnej jakości, hiszpańskie obuwie po
okazyjnych cenach.
Poniżej zabytkowa część Elche
To se
newrati... Tak mogliby powiedzieć po czesku piłkarze Elche CF. My trafiliśmy na
mecz Elche CF z FC Barcelona. Niestety chyba niecały rok po tym meczu Elche CF
spadło do II ligi. Zapowiadał już to wynik meczu, który obejrzałem z moim
synem-6:0 dla Barcelony.
Poniżej krótki filmik z tego wydarzenia.
https://youtu.be/EkBa4_Kl1xE
6. LORCA
Zastanawiałem się czy najpierw opisać chyba bardziej znane turystom piękne miasto Altea (na północ od Alicante) czy stanowczo mniej znane, zupełnie różniące się charakterem i klimatem miasto Lorca. Różnica pierwsza to kolor. Gdy myślę o Altei to mam w oczach biel i błękit, gdy myślę o Lorce-piaskowa żółć i błękit. Lorca to średniowieczne miasto z dużą ilością pięknych zabytków- o których zaraz pobieżnie i niedokładnie wspomnę. Zatrzymam się jednak dłużej przy bezdyskusyjnie największej pradawnej perełce(raczej olbrzymiej perle) tego miasta-jednemu z największych(a może największemu) zamkowi Hiszpanii-Fortaleza del Sol czyli Forteca Słońca. Dostaliśmy się tam tradycyjnie podjeżdżając na hulajnogach. Samochód zostawiliśmy na podziemnym parkingu w pobliżu Plaza de Espana. Plac ten to główny punkt starego miasta-mieści się tam największa świątynia miasta-kościół San Patricio, ratusz, sąd. Budynki budowano w czasach prosperity ekonomicznej(16 wiek) więc są całkiem okazałe. Podjazd na hulajnogach do zamku z Plaza de Espana zajął nam ok 40min. Samochodem można to zrobić w 5 minut i zaparkować pod samym wejściem do zamku. Ale nie przeżyjemy wtedy tego co przeżywali rycerze wspinający się w żelaznych zbrojach w bezlitosnym hiszpańskim słońcu. Po drodze robiliśmy krótkie postoje aby naostrzyć miecze i dopracować strategię zdobycia fortecy.
Gdy już dokonaliśmy szturmu -podliczyliśmy straty własne. Było to ok kilkanaście € za 4 osoby. Zawsze zaskakuje mnie, że płacimy mniej niż jest to podawane w przewodnikach. Przeważnie kasjerzy nie liczą za wejściówki dla dzieci, dają jakieś zniżki np za to ,że jakaś sala jest właśnie remontowana. W Grecji nie do pomyślenia. W cenę biletów wliczone były urządzenia-elektroniczni przewodnicy. Można wybrać na nich jeden z języków(niestety nie polski) i wciskając określony nr sekcji zamku usłyszeć opis i historię danego miejsca.
Aby w miarę dokładnie zwiedzić zamek z jego wszystkimi salami wystawowymi trzeba ok 4 godzin. W międzyczasie można coś przekąsić w zamkowej jadłodajni i np popijając kawkę obejrzeć jedno z wielu przedstawień historycznych na scenie przy restauracji.
Po zdobyciu i splądrowaniu fortecy zasłużyliśmy na trochę rozrywki. Był nią szalony zjazd z góry zamkowej do miasta. A tam czekały na nas tapasy i cerveza.
Po zaspokojeniu podstawowych potrzeb fizjologicznych kontynuowaliśmy podróż kulturalną po Lorce. Pomagały nam w tym niesamowite marmurowe chodniki dzięki którym błyskawicznie mogliśmy przemieszczać się pomiędzy zabytkami.
Przy wejściu do pałacu Guevara siedzi pani wpuszczająca zwiedzających. Siedzi sobie do godz 14 i idzie na siestę zamykając wcześniej pałac. Przychodzi ponownie o 17 i pracuje już do końca czyli do godziny 18. Chcieliśmy od pani kupić bilety ale okazało się, że wchodzi się za darmo a pani pełni jednocześnie funkcję odźwiernej, kustosza i bodyguarda. Dyskutując z panią zauważyłem Hiszpanów podziwiających coś w krużgankach pałacu i z fascynacją komentujących eksponaty. Gdy przyjrzałem się tym "dziełom" bliżej, okazało się,że to jakieś kilimy czy arrasy powieszone na ścianach pomiędzy krużgankami. Dla mnie po prostu dywany, które ktoś przez pomyłkę lub dla zabawy powiesił na ścianach zamiast na podłodze. Chyba,że to dla spidermana, żeby mu cieplej w nóżki było.
Aby tradycji stało się zadość odwiedziłem informację turystyczną. Oprócz interesujących mnie darmowych map zakupiłem koszulkę z napisem "me gustan los castillos" czyli "lubię zamki" oraz śmiesznego ptaka reklamującego Fortalezę del Sol.
7. ORIHUELA
Przenosimy się z rejonu Murcia do rejonu Valenciana. Orihuela to miasto oddalone od morza ok. 30 km. Wydaje mi się,że nie docenione dostatecznie przez turystów co bardzo mi odpowiada. Nie ma dzikich tłumów, łatwiej jest zwiedzać a mieszkańcy z życzliwością podchodzą do "obcego". Tu nie ma na budynkach flag jak w Barcelonie wyrażających niechęć do nieograniczonej, dzikiej hordy turystów utrudniającej życie mieszkańców(np przy codziennych zakupach).
Podobnie jak w Murcii rzeka rozdziela miasto na część atrakcyjną turystycznie i mniej atrakcyjną. Jadąc o morza, atrakcyjna jest część prawobrzeżna-tam znajduje się większość zabytków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz